Cuda zdarzają się tylko innym. Czy nie? ;)

Dawno mnie tu nie było. Jak wynikało z mojego poprzedniego pesymistycznego wpisu wstzymaliśmy starania. Na początku była rozpacz z tego powodu że mąż ma takie niejakie nastawienie do starań, a później zaczęłam dystansować się od tematu - przestałam zaglądać na blogi niepłodnościowe, czytać fora na ten temat i na pewno ilość myśli na temat dziecka dość drastycznie zmniejszyła się.

Bliżej września stwierdziłam że muszę wziąść się za siebie i zapisałam się na program wspólnego odchudzania który obejmował program treningowy oraz specjalny sposób odżywiania. Skupiłam się całkowicie na tym i dzielne przestrzegałam wszytskich zasad, czytałam dużo o treningach siłowych na internecie, oglądałam filmiki na YouTube, kupiłam masę akcesoriów i tak dalej. Postępy przychodziły dość opornie ale wkręciłam się na maksa i nie miałam zamiaru poddawać się.

W ten sposób minęło 3 tygodnie i miałam na początku października wyjzad weekendowy do Warszawy na spotkanie z mamą bo akurat miała tam delegację. Mieszkamy daleko od siebie więc to był fajny pomysł na spotkanie. Była sobota 7 październik 34 dzień cyklu. Średnio mam 31 dniowe cykle ale taki schemat już mialam w sierpniu i już napaliłam się, zrobiłam test - negatyw, a za pół godziny okres :/ Więc obiecałam sobie że odpuszczam testowanie w takich terminach o ile nie będzie większego opóźnienia. No więc był poranek i rozpoczęłam go od swojego porannego rytuału czyli cwiczeń oddechowych na płaski brzuch - takie zadanie dostałam w tym programie odchudzającym. Generalnie polegało to na głebokich wdechach i zatrzymaniu oddechu. Zrobiłam raz i poczułam ból brzucha. Po raz pierwszy coś takiego miałam i jak sobie przypomniałam że jedno z przeciwskazań do wykonywania tych ćwiczeń jest ciąża stwierdziłam że dzisiaj sobie na wszelki wypadek odpuszczę i jednak pójdę po test żeby mieć spokój. Czas spędzałam z mamą a nie chciałam mówić o swoich podejrzeniach więc pod pretekstem pójścia do apteki po krople do oczu kupiłam właśnie test. Na dodatek stwierdziłam że nie doczekam się poranka kiedy zawsze robiłam i że muszę go zrobić już. Więc kiedy w okolicach południa wróciłyśmy do hotelu poszłam zrobić ten test. No i pozytyw :) I to nie cień cienia jak kiedyś widziałam tylko dość wyraźna druga kreska.

Oczywiście szok, niedowierzenie, ale i też wielki dystans do tego pamiętając o tym że o poprzednich 2 ciążach wiedziałam około tygodnia i był wielki koniec. Poza tym ryzyko ciąży pozamacicznej - przecież mam prawie niedrożne jajowody! No ale podniecenie i radość oczywiście były :)
Mamie nic nie powiedziałam tak wcześnie, mężowi też stwierdziłam że na razie nie będę mówić żeby go niepotrzebnie nie stresować zanim gin nie potwierdzi ciąży. Przy poprzednich 2 ciążach na USG nic nie było widać. A poza tym za około 10 dni mąż miał mieć imieniny więc stwierdziłam że jak wszystko będzie ok to pomiędzy prezentów włożę mu zdjęcie z USG do koperty ;)

Na następny poranek powtórka z testu i kreska jeszcze bardziej jaskrawa :)
Umówiłam się na 17 października do tego samego lekarza u którego byłam ostatnio w sprawie leczenia niepłodności. A 10 października poszłam zbadać betę - już nie leciałam jak szalona po teście od razu jak wcześniej tylko ze spokojem poszłam wtedy kiedy mi pasowało żeby nie burzyć wszystkich planów. No i sobie myślę że maksymalnie widziałam u siebie betę w okolicach 150, teraz pewnie robię trochę później więc jak będzie około 200 będzie super. A tu ponad 1600!!! Wow!!! Normalnie nie mogłam uwierzyć oczom. 13 października powtórka i jest ponad 3900!!! Normalnie szał! Już wiedziałam że tym razem jest inny poziom zaawansowania i czarny scenariusz nie jest taki oczywisty.

Dożyłam wreszcie do dnia wizyty. Stresik przed był i to jaki! Przyszłam do dr i mówię że byłam latem w sprawie leczenia niepłodności, zlecił mi Pan pewne badania i wizyty, prawie nic z tego nie zrobiłam a tu taka niespodzianka :) Dr oczywiście ucieszył się, zobaczył wynik bety, progesteronu i zaprosił na USG. Był widać pechęrzyk w jamie macicy w którym byl lekko widoczny zarys zarodka. Na razie wszystko wyglądało ok - stopień zaawansowania w miarę zgadza się z datą ostatniego okresu. Zlecił mi parę suplementów, Duphaston na utrzymanie ciąży oraz umówiliśmy się na wizytę za 2 tygodnie czyli 31/10. Zapytał się czy potrzebuję zwolnienie, a ja powiedziałam że nie. Aczkolwiek ta świadomość że już mogę legalnie iść na zwolnienie w każdej chwili jest bardzo miła. Ile ja na to czekałam w tej nielubianej pracy! Dostałam swoje pierwsze ciążowe zdjęcie które miałam na następny dzień uroczyście wręczyć mężowi ;)

Nastał dzień imienin, przygotowałam romantyczną kolację, upiekłam Pavlovę i przyszykowałam torebkę z prezentami. Wreszcie przyszedł czas rozpakowywania, mąż ogląda po kolei wszystkie prezenty aż dochodzi do koperty ze słowami "i to jeszcze koperta do tego???" myśląc oczywiście o kasie :) Wyjmuje a tam.... Pierwsze pytanie "co to?". Ja odpowiadam "coś" ;) No i tutaj nastała dłuższa cisza z jego strony, oniemiał w ogóle, a ja żeby wyjść z zakłopotania zaczęłam rozpowiadać jak to ja o tym dowiedziałam się i co było później. Powiedział że nie wie czy ma płakać czy śmiać się wycierając łzy :) Później po iluś dniach powiedział mi że przez pierwsze 3 dni po tej wiadomości w ogóle nie wiedział co się dzieje i nie mógł uwierzyć. Był to najlepszy prezent który kiedykolwiek dostał i o którym mógł tylko marzyć.

Te 2 tygodnie pomiędzy wizytami straaaaasznie ciągnęły się, szczególnie że symptomów nie miałam żadnych oprócz codziennego lekkiego ciągnięcia w podbrzuszu. Na prawdę ciężko mi było wczuć się w swój obecny stan i chciałam więcej objawów.

No i wreszcie kilka dni temu miałam wizytę serduszkową :) Serduszko bije 160 uderzeń w minutę! Długość zarodka 1,5cm co jest zgodne z OM i tym że zaczęłam dziewiąty tydzień. Jestem bardzo szczęśliwa chociaż negatywne myśle zawsze gdzieś tam przebijają się niestety.

Nie wiem co było decydujące w tej nieoczekiwanej ciąży - czy po prostu zbieg okoliczności że plemnik dał rady przebić się przez mój jajowód a później wraz z komórką jajową wyjść czy faktycznie ten zupełnie inny stan psychiczny kiedy to faktycznie odpuściliśmy sobie starania. A kiedyś jak czytałam podobne historie nie mogłam zrozumieć jak można ODPUŚCIĆ? No jak?
Ale widocznie ta negatywna sytuacja z mężem w lipcu mogła nam dobrze zrobić :)







Komentarze

  1. Gratulacje:-) wszystkiego najlepszego :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratulacje! Ale super wiadomosc. Ciesze sie razem z Toba!

    OdpowiedzUsuń
  3. Musiałam wejść na krótki blog żeby przeczytać o takiej rewelacji! Gratukuję:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję i z niecierpliwością czekam na dobre wieści od Ciebie! Trzymaj się :-*

      Usuń
  5. ach uwielbiam takie historie :) może dlatego że jedna z nich zdarzyła się też u mnie?? :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie że jest nas więcej i mam nadzieję że grono będzie powiększać się intensywnie :)

      Usuń
  6. to pisałam ja - martucha :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Someday Mummy tak jak pisałam u Izy- jak przeczytałam Twojego newsa to gdyby nie uszy to uśmiech miałabym dookoła głowy :) Jestem ok miesiąc za Tobą :) u mnie dopiero 6 tydzień, czekam na wizytę u gina przebierając nogami. U mnie pierwsza beta 2500, druga 5300. Już widziałam na USG małą kuleczkę, więc wiem, ze jest :) teraz czekam z drżeniem na serduszko. Opiszę wszystko u siebie, jak już będę miała pewność że wszystko w porządku.
    Ale numer, że udało nam się mniej więcej w tym samym czasie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No faktycznie niesamowite ze tak zgrałyśmy się w czasie z tymi cudami :) Kiedy masz następną wizytę? Ten czas teraz tak spowolnił akurat a tak bym chciała żeby ten pierwszy trymestr minął jak najszybciej i żebym trochę odetchnęła... Teraz mam powód by czekać na poniedziałki bo rozpoczynam kolejne tygodnie ciąży :) Dzisiaj właśnie zaczął mi się dziesiąty.

      Usuń
    2. Ja też w poniedziałki zaczynałam każdy kolejny tydzień i to raz na zawsze wypisało mnie z grupy "nie lubię poniedziałków na fb" ;)
      Zaciskam kciuki za to co przed Wami! Cieszcie się tą ciążą w opór! I sobą nawzajem:))) Ach... jaki piękny czas:)))

      Usuń
  8. To niesamowite i wspaniałe! Ja też wielokrotnie słyszałam historie o "odpuszczeniu" i też nie potrafiłam tego zrozumieć, nie wspomnę już o złotych radach ludzi, którzy mówili o odpuszczeniu, o tym że natura sama wie kiedy to ma nastąpić i o tym, że trzeba gdzieś wyjechać i się zresetować. Ale nie można tak na zawołanie, trzeba do tego dojrzeć samemu tak jak Ty.
    Z całego serca Wam gratuluję i trzymam kciuki za szczęśliwe rozwiązanie : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :-* Dokładnie, na zawołanie nie da się - u mnie do tego przyczyniła się kłótnia z mężem która ostatecznie chyba nam wyszła na dobre :)

      Usuń
  9. Gratuluję. Czekałam na notkę po Twoim wpisie u Izy.
    Fajnie, że obie z misscarp tak równolegle doświadczyłyście cudu.
    Ona jest miesiąc za Tobą, a ja 5 tygodni przed Tobą. Zaczynam tygodnie we wtorki. Dzisiaj zaczyna się 16.
    Na razie wszystko jest w porządku, ale nie mogę się cieszyć. Jest ulga, że na razie OK, ale nie ma takiego wybuchu radości, że się udało, bo u mnie każdy dzień jest niewiadomą.
    Rozumiem, że ten cud naprawił też relacje między Wami?
    Cieszcie się każdym dniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja miałam krótkofalowy wybuch radości po pozytywnym teście a później już takie niedowierzenie ciągłe że to się dzieję i będzie trwało dalej. Na razie marzę o skończeniu 1go trymestru - mam nadzieję że będę spokojniejsza i wszystko będzie wyglądać bardziej realne :) Nie powiem że po tamtej kłótni mieliśmy zepsute relacje - miałam zamiar wtedy być na niego mega zła mega długo i myślałam że dobry humor już poszedł daleko, ale nie potrafiłam na niego złościć się - po prostu jakoś faktycznie to odpuściłam i zajęłam myśli i plany czymś innym ;)

      Usuń
  10. Co u Ciebie Someday Mummy? Jak się czujesz, jak tam wizyty u lekarza :) Czekam na wpis :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuję się całkiem normalnie - jak bym nie była w ciąży! Gdyby nie regularne delikatne ciągnięcia w brzuszku który już zdecydowanie zaokrąglił się w ogóle nie czułabym tej ciąży :) W sumie miałam już 3 wizyty - na pierwszej był widać pęcherzyk i że coś w nim jest, na drugiej już był widoczny zarodek z serduszkiem a na trzeciej zarodek już pięknie ruszał się :) Teraz mam najdłuższą trzytygodniową przerwę między USG i 5go mam USG genetyczne. Ale muszę przyzwyczajać się do tych przerw, bo dalej już chyba co miesiąc będziemy się widzieć... No i mam ostatni tydzień pierwszego trymestru więc cieszę się że będę się czuła bezpieczniej. Jeszcze żeby to USG dobrze poszło... Jak przypominam sobie jaki niewielki procent prawidłowych plemników miał mąż to na prawdę boję się.

      Usuń
  11. Someday Mummy jakie wieści po USG? Pisz szybciutko nową notkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za pamięć :-* Bardzo mi miło )) Właśnie zabieram się za nowy post w tym tygodniu ;)

      Usuń
  12. Ale akcja 😀 dawno mnie nie było, a tu takie cuda się dzieją 😀gratuluję kochana 😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje!! Ale strasznie mi miło ze tu zaglądnęłaś :) I wiesz ze dosłownie wczoraj o Tobie myślałam?? Czekamy na Ciebie ❤️

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Transfer

A miał być najpiękniejszy prezent na Dzień Kobiet

Leonard - nasz cud narodzin 💙